Maciej ROSZMAN: Byłem przyuczany do zawodu przez ojca, który również był dekarzem, a nauczył się fachu od mojego wuja. Zacząłem, gdy miałem tyle lat, co mój syn w tej chwili. Jako jedenastolatek stałem przy maszynie i dorabiałem ojcu blachy. Lata mijały, ojciec stawiał mi coraz to nowe wyzwania i tak się wżyłem w ten zawód, wrosłem w środowisko. Tato dołączył do Polskiego Stowarzyszenia Dekarzy, do dzisiaj jest prezesem oddziału, pracuje w zawodzie i nie odpuszcza. Ojciec zawsze wybierał dla mnie dachy pełne wyzwań. Gdy dorosłem do tego, aby szukać pracy, tak naprawdę miałem już ją od lat. W fachu dekarskim,
bez względu na to, ilu byś miał nauczycieli do pewnych rzeczy i tak musisz dojść sam.
MR: Byłem pierwszym reprezentantem Polski na Mistrzostwach Świata Młodych Dekarzy w Gembloux
w Belgii. To był 2004 rok. Tato zawsze pchał mnie na głęboką wodę. Pewnego dnia mówi do mnie, że mam jechać na mistrzostwa. Odpowiedziałem mu, że ja tu sobie na razie daszki jakieś klepię i kompletnie nie czuję się na siłach, aby branżę reprezentować. A on mi na to, że mnie wszystkiego nauczą. I tak poznałem Stefana Wilusia, z którym najpierw pojechałem na szkolenie do Niemiec, potem odbyło się szereg szkoleń w kraju. Dzięki temu poczułem się pewniej. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że Stefan Wiluś to mój mentor. Od czasu tamtych szkoleń motywował mnie do wyzwań, do angażowania się w kolejne mistrzostwa i w życie Stowarzyszenia, zupełnie jak mój tato.
MR: Udział w mistrzostwach to wielkie wyróżnienie. Wiąże się to ze zdobywaniem doświadczenia i ciekawymi podróżami. W minionym roku miały się odbyć w Chinach, ale zostały przełożone. To jest niesamowite przeżycie. W 2004 roku nie wiedzieliśmy z czym to się wiąże, ale z perspektywy czasu uważam, że było warto. Żyjesz sobie codzienną pracą, w świecie lokalnego rzemiosła i nagle znajdujesz się w międzynarodowym środowisku dekarskim, z którym w dzień rywalizujesz, a wieczorami sie integrujesz. W 2009 roku, po wygraniu Mistrzostw Polski w Pruszkowie, pojechałem na mistrzostwa do Sankt Petersburga do Rosji już jako mentor. Kolejne lata to kolejne wygrane w Mistrzostwach Polski, co zaowocowało ciekawymi wyjazdami, między innymi do Belfastu, Lucerny, Rygi. Obecnie jestem sędzią Mistrzostw Polski w kategoriach:
Dach stromy i Dach płaski. Więc uważam, że warto.
MR: Pierwszą firmę założyłem w 1999 roku jako dziewiętnastolatek. Miałem własną brygadę, ale nadal pracowałem na budowach sygnowanych firmą ojca i pod jego czujnym okiem. Samodzielność zaczęła się jakieś dziesięć lat później, kiedy miałem już własny dom i warsztat.
MR: Tak, jest ode mnie dziewięć lat młodszy, ale ma już duże doświadczenie, sukcesy w Mistrzostwach Polski, Świata i prowadzi własną firmę. W razie potrzeby łączymy siły i współpracujemy we trzech z ojcem i bratem. A na co dzień każdy z nas ma swoją specjalizację i nie konkurujemy ze sobą na rynku.
MR: Zdarzyło mi się kiedyś wykonać dach we francuskich Alpach dla znajomego. Padały również propozycje pracy przy okazji wyjazdów na Mistrzostwa Świata. Jednak życie na delegacji to zupełnie nie mój świat, po pracy chcę i lubię spędzać czas z rodziną.
MR: Z ojcem pracowaliśmy wiele lat, ale relacje rodzinne nie pomagają w sprawach zawodowych. Gdy nie ma
w firmie podstawowej hierarchii, trudno ustalić zakres odpowiedzialności. To rodzi z kolei niedoinformowanie, niedomówienia. Jeśli jesteś szefem i coś nie wyjdzie, wiesz gdzie szukać winnego. Gdy jest dwóch szefów, albo nie ma żadnego, nie jest to już takie łatwe. Gdy robisz coś z rodziną, błędy rodzą konflikty, a problemy w pracy przenoszą się na rodzinne relacje. Podobnie, gdy w grę wchodzą dwa rodzinne budżety domowe, trudniej ustalić podział przychodów. Z tatą i bratem zawsze mogę porozmawiać o biznesie, ale zdrowiej, gdy każdy z nas ma własny. Łączymy siły tylko, gdy jest to konieczne i na przejrzystych zasadach.
MR: Założyłem firmę w 1999 roku, pracowałem z ojcem, jeździłem na szkolenia, usamodzielniłem się zawodowo, brałem czynny udział w życiu Polskiego Stowarzyszenia Dekarzy, wielokrotnie brałem udział w mistrzostwach, realizowałem coraz trudniejsze wyzwania na budowach. Współpracuję z producentami przy wprowadzaniu nowych rozwiązań technicznych i jestem orzecznikiem technicznym przy Polskim Stowarzyszeniu Dekarzy. Zdobyte doświadczenie pozwala mi też być szkoleniowcem i sędzią.
MR: Nasza branża robi się coraz mniej rzemieślnicza, a staje się bardziej monterska. Wszystko ma się dać złożyć jak klocki Lego. Gdy pojawia się trudniejszy temat, zaczynają się błędy. Gdy na dachu trafi ci się komin w koszu, to już trzeba umieć zrobić ten kozubek, wyprowadzić wodę zza komina, a nie zaklajstrować na będzie dobrze, a jak nie będzie to pianą, a na koniec jeszcze silikonem. Bo silikon do metra, a pianka do dwóch.
MR: Dekarstwo jest trudną dziedziną. Trzeba mieć bardzo dużą wiedzę. W dekarstwie jest taka masa składowych elementów i rozwiązań, że jeśli nie śledzisz tego na bieżąco, nie uczysz się, nie szkolisz, bardzo łatwo zostać w tyle i wypaść z rynku. Moim zdaniem nie jest to zawód dla każdego. Trzeba mieć w sobie dokładność, precyzję, duże zdolności manualne i wyobraźnię przestrzenną.
MR: Z mojego doświadczenia wynika, że trudno jest znaleźć młodego człowieka, który chce pracować jako dekarz, a większość młodych, którzy osiągnęli sukces w tym zawodzie to faceci, którzy wychowali się w rodzinach z tradycjami budowlanymi, dekarskimi, rzemieślniczymi. Na swojej drodze zawodowej spotkałem wielu ambitnych młodych ludzi, ale było to związane z mistrzostwami. W codziennym życiu nie jest tak kolorowo. Młodych trudno zachęcić do szkoleń i rozwoju zawodowego.
MR: Ja ograniczyłem firmę do trzyosobowego zespołu. Przy moich aktualnych realizacjach to wystarcza.
W momencie, gdy potrzeba mi wsparcia większej ekipy, proszę o pomoc brata lub ojca. Pamiętam czasy,
gdy w firmie ojca było około trzydziestu ludzi. Trudno nam było wszystkiego dopilnować. Z racji tych doświadczeń oraz w związku z problemem w znalezieniu wykwalifikowanej kadry, nie zamierzam rozwijać firmy w tym kierunku.
MR: Zajmujemy się termoizolacją, modernizacją dachów, remontami. Są to tematy, które wymagają dużego doświadczenia i szerokiego zakresu wiedzy. Większości dekarzy te tematy nie pasują, a przede mną stawiają wyzwania, które lubię w pracy zawodowej. Przez wiele lat wykonywałem dachy kryte karpiówką, bo stanowiły one również duże wyzwanie. Nadal, gdy zachodzi taka potrzeba chętnie wracam do tego rodzaju pokryć.
MR: Kocham pracę na budowie. Lubię, gdy coś powstaje z pracy ludzkich rąk, lubię tworzyć manualnie, to daje mi satysfakcję. Samo zarządzanie ludźmi nie jest tak pasjonujące. Lubię drewno. Aktualnie robimy modernizację domu z letniego na całoroczny. Osobiście lubię wszystkie prace budowlane wymagające skrupulatności i umiejętności wykończenia detali. Troska o szczegół nie lubi pośpiechu. Cieszę się, że moi klienci szanują i potrafią docenić dobre rzemiosło.
MR: Wisiałem kiedyś dwadzieścia parę metrów nad ziemią na jakiejś kamienicy w Gdańsku. Jak długo? Wieczność. Niewiele ważę, jestem sprawny fizycznie pomyślałem, że spróbuję się podciągnąć. Ale nie ma szans. Linę przypiętą między łopatkami na plecach ledwo sięgasz, a co dopiero się podciągnąć. Gdy masz do ziemi dwadzieścia metrów to nie kombinujesz, tylko wisisz i liczysz na to, że lina wytrzyma. Pracownicy ustawili rusztowanie i wszystko dobrze się skończyło.
MR: Nie ma na to pytanie krótkiej odpowiedzi. Dobry dekarz musi posiadać wiele ważnych cech, jednak myślę, że jednymi z istotniejszych są staranność i dokładność. Bez względu jaką dziedziną w dekarstwie się zajmiesz, musisz swoją pracę wykonać dokładnie i rzetelnie. W innym wypadku, w momencie na przykład przecieku, zniszczeniu ulegnie wiele elementów domu i jego wyposażenie. Uważam również, że istotną cechą jest komunikatywność, jest ona niezbędna w rozmowach z klientem, kontrahentami i współpracownikami.
Dekarz to bardzo często przedsiębiorca, a tu przydaje się samodyscyplina. Można by długo wymieniać, ale te wymienione uważam za kilka najistotniejszych cech.
MR: Sukces? Przepisem na sukces w tej branży będzie odnalezienie dla siebie miejsca, niszy, czegoś co zapewni nam stałe zajęcie i pozwoli nam zarabiać odpowiednie pieniądze do naszych potrzeb. W drodze do tego sukcesu pomogą zadowoleni klienci, którzy polecą cię kolejnym osobom. Sukcesem będzie też, gdy twoje realizacje będą rozpoznawalne i doceniane, więc dbałość o nasz wizerunek i jakość naszych usług zapewni nam sukces zawodowy i przyszłe realizacje. Sukcesem również będzie fakt, że to praca szuka nas, a nie my szukamy pracy. Każdy z nas, dekarzy uzna co innego za sukces w branży, bo każdy jest na innym poziomie i ma inne oczekiwania. Dla mnie sukcesem jest fakt, że mam co robić i ludzie zabiegają o to, abym wykonał dla nich pracę.
MR: Jakość. Jeśli trzymasz się jakości, pracy dla ciebie nie zabraknie. Nie martwię się o to, co będę robił w tym roku czy w przyszłym. Dzięki jakości nie mam realizacji, które nie są zapłacone, nie mam klientów, którzy są niezadowoleni. Niezadowolenie zdarza się jedynie w momencie, gdy nie mogę zrealizować roboty ze względu na termin, jaki by interesował klienta. Jest jeszcze jedna ważna sprawa, o którą staram się dbać – przepływ informacji. Jeśli przesuwa się termin rozpoczęcia robót lub jest problem z dostępnością materiału to staram się dzwonić i informować o tym klienta.
MR: Współpracę z moimi inwestorami oceniam bardzo dobrze. Od lat pracuję dla indywidualnych klientów.
Unikam tematów deweloperskich i spółdzielni. Mam możliwość porozmawiać osobiście o oczekiwaniach klientów, o możliwościach w realizacji i możliwościach w zakresie budżetu. Dzięki temu moi klienci są zadowoleni z mojej pracy i nie mam problemu z rozliczeniami.
MR: Nie prowadzi do niczego dobrego. W sytuacji, gdy konkurujesz ceną, nie stać cię na rozwój firmy, na szkolenia, ani na premie dla pracowników. To w konsekwencji prowadzi do coraz słabszej kondycji firmy i kłopotów finansowych.
MR: Nie myśl o wyjeździe do Wielkiej Brytanii, twoje życie z tą brunetką ułoży się w kraju. Kredyty frankowe
to wielki przekręt. Zainwestuj w działki budowlane, w 2009 roku będzie wielki boom. Twój niespodziewany udział w Mistrzostwach Świata Młodych Dekarzy pozytywnie wpłynie na twoje dalsze losy zawodowe. I takie tam.
MA: Nie jest to łatwy zawód. Wymaga sprawności fizycznej, siły i odporności. Ciągłego zdobywania wiedzy i doskonalenia swoich umiejętności. Bez tego trudno będzie im się odnaleźć w codziennej dekarskiej rzeczywistości. Wszystko wymaga czasu i cierpliwości.
MR: Chciałbym, aby mój syn został tym, kim sobie sam wymarzy. Chciałbym, aby robił w życiu to, co lubi. I aby praca dawała mu satysfakcję. Nie mam zamiaru ingerować
w jego decyzje, jedynie mogę mu doradzać.
MR: Szczerze? Miernie. Trochę lepiej niż na jedynkę. Od kilku lat jestem orzecznikiem technicznym przy PSD. Na ekspertyzach naoglądałem się różnych ciekawostek. Okna wstawione w poprzek, do góry nogami, albo przybite na gwoździe przez ranę do łat. Te dachy wszystkie wizualnie wyglądają dobrze, bo są nowoczesne, ładne, mają modne kolory, ale jakość usług dekarskich oceniam marnie. Dekarzom brakuje chęci do poszerzania wiedzy i do szkoleń, które są dosyć łatwo dostępne. W ostatnich latach widzę wyraźny wzrost zapotrzebowania na opinie techniczne, które wynikają z niezadowolenia klientów.
MR: Utrudniła może trochę komunikację z klientami, ale nie wpłynęła w żaden sposób na mój harmonogram
prac. Praca na świeżym powietrzu pozwoliła nam spokojnie i bezpiecznie realizować plany zawodowe i prowadzić inwestycje.
MR: Mam sporo zainteresowań i pasji: sport, rower, kolarstwo, podróże, caravaning, szeroko rozumiane majsterkowanie, ogród, produkcja nalewek, ale największą jest motoryzacja. Kupuję tanio stare wraki, poświęcam im masę czasu, serca i pracy i sprzedaję drogo odrestaurowane piękne youngtimery. Używam też tych samochodów na co dzień, nie są to obiekty muzealne. Jestem fanem starej motoryzacji, lubię jeździć klasykami i poznałem sporo pozytywnie zakręconych ludzi podzielających moją pasję. Często podróżuję z nimi po Polsce, a każda taka wyprawa to radość i frajda.
MR: Moją perełką i największym wyzwaniem był Volkswagen Golf Cabrio GL z 1986 roku. Jest to projekt ukończony pięć lat temu, ale początki były jak w klockach Lego – dużo pudełek z małymi elementami. Zbudowałem go od podstaw. Tak naprawdę był kupką złomu – karoseria, części i silnik, których ktoś nie wywiózł na szrot. Więc kupiłem go w stanie, nazwijmy to, agonalnym. Wszystko było do prania i do czyszczenia, lakier do zrobienia. Dla kogoś to była ruina, dla mnie wymagał tylko trochę czasu i pracy na detalach. Ten model Golfa był zawsze moim marzeniem. Mogłem sobie kupić odrestaurowanego. Przeglądałem jednak ogłoszenia z żoną i ona mnie pyta, czy ja chcę auto do jazdy od razu, czy będę w nim, jak to ja, jeszcze dłubał. No więc dłubałem przez dwa lata. W rezultacie ogromna satysfakcja, radość i spełnione marzenie. W międzyczasie zadbałem jeszcze o Volkswagena Sirocco z 1985 roku i o Volkswagena Passat GT z 1990 roku. Nadal modernizuję i remontuję Volkswagena Multivan z 1992 roku, Volkswagena Golf 1 z 1980 roku oraz Chevroleta Express z 1997 r. W kolejce czekają dwa Volkswagen Caddy z 1990 i 1991.
MR: Poza klasykami używamy jeszcze dwóch terenówek, które są potrzebne zwłaszcza zimą, gdy drogi są zasolone, a klasyki stoją w garażach. Naszym wyprawowym, podróżnym, kempingowym samochodem jest Chevrolet Express. Jest to wielki amerykański max van, na którym zamontowaliśmy namiot dachowy i wyposażyliśmy go w sprzęt kempingowy. Podróżuje nim wraz z rodziną po Polsce i Europie. Ostatnio doliczyliśmy się z żoną dziesięciu dowodów rejestracyjnych samochodów plus dwóch od przyczep.
MR: Wspólny mianownik widzę w remontach zarówno starych samochodów, jak i starych dachów. W jednym i drugim przypadku trzeba mieć dużo wyobraźni i widzieć efekt finalny już na początku prac. I tu, i tu potrzebna jest dokładność i zadbanie o każdy szczegół. A zakończone prace dają masę satysfakcji i cieszą oko.
MR: W Polsce jest masa ciekawych miejsc na krótszy i dłuższy wypad kempingowy. Ostatnio trafiliśmy na ciekawą miejscówkę pod zamkiem Mirów na Szlaku Orlich Gniazd. Widok bezcenny. Mam też kilka fajnych miejsc nad morzem, ale nie zdradzę ich lokalizacji. A na dłuższą podróż polecam Parki Narodowe Czech.
MR: Życiowym sukcesem jest moja rodzina. Jestem dumny z dzieciaków. Mam świetną żonę. Udaje mi się znaleźć czas dla nich, dla moich pasji i jestem spełniony zawodowo.